Sudety są górami bardzo malowniczymi, ale też bardzo dostępnymi. Wielka Sowa jest świetnym miejscem na rozpoczęcie górskich wypraw z małymi pociechami.
Z Górami Sowimi jestem związany w pewien szczególny sposób, ponieważ oba bliźniacze szczyty: Małą Sowę i Wielką Sowę mogłem przez całe dzieciństwo podziwiać z balkonu mieszkania moich rodziców. Ale musiało minąć trochę czasu, bym jeden z tych szczytów w końcu odwiedził.
W czasie studiów zawiązaliśmy z kilkoma znajomymi nieformalny klub wycieczkowy. Idea była dosyć prosta: każdy z członków organizował dla wszystkich pozostałych wycieczkę; miała ona być piesza (choć ja się wyłamałem i zrobiłem rowerową), weekendowa (z noclegiem np. w schronisku) oraz miała przebiegać przez jakieś ciekawe miejsce, warte odwiedzenia. Wycieczkę w Góry Sowie przygotowała dla nas Zosia, która zaprowadziła nas najpierw do srebrnogórskiego fortu, a potem przeprowadziła czerwonym, niebieskim, a potem żółtym szlakiem do schroniska „Sowa”, z którego następnego dnia wyruszyliśmy na szczyt. Zdobycie go z tamtego miejsca zajęło nam niespełna 30 minut.
Tamtą wycieczkę pamiętam też dlatego, że Justynka potrafiła zawsze poprowadzić nas w takie miejsca, które po prostu nadają się na pocztówki. Sama trasa biegła grzbietami Gór Sowich – mieliśmy możliwość obejrzeć okolicę z obecnych tam wież widokowych. Ale to nie wszystko: wycieczka następnego dnia zakończyła się w Głuszycy, skąd wróciliśmy do Wałbrzycha pociągiem – a trzeba Wam wiedzieć, że jest to trasa uznawana przez miłośników kolei za najbardziej malowniczą trasę kolejową Polski. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem bez wahania – jechaliśmy kolejką po prostu przyklejeni do szyb.
Po wielu latach powróciliśmy tutaj w gronie znajomych – postanowili wybrać się z nami na pierwszą pieszą wycieczkę z małą pociechą. Siłą rzeczy trasa musiała być znacznie krótsza – dojechaliśmy więc samochodem do Rzeczki i wyruszyliśmy na szczyt z Przełęczy Sokolej. Droga jest stosunkowo krótka i zajmuje mniej więcej godzinę – nawet z jednym czy dwoma krótkimi postojami. Ale również nie jest to nudny spacer asfaltem – trasa wiedzie leśną, kamienistą ścieżką i uczciwie pod górkę, więc przejść się (i zmęczyć po drodze) jest gdzie.
Szczyt Wielkiej Sowy jest totalnie płaski i dosyć dobrze przygotowany pod potrzeby odwiedzających – znajdziemy tam na przykład kilka stanowisk przygotowanych pod ogniska. Weekendowy wypad rodzinny można więc uwieńczyć wspólnym pieczeniem kiełbasek w ciekawym miejscu. Na szczycie oprócz przekaźnika radiowego znajduje się też wieża widokowa (wejście dostępne jest za skromną opłatą), a także kapliczka, gdzie od czasu do czasu odbywają się Msze Święte. Z uwagi na łatwość dostępu musimy przygotować się też oczywiście na spore tłumy odwiedzających – szczególnie w miesiącach wakacyjnych.
Wybrana przez nas trasa jest chyba najłatwiejsza: parkujemy samochód w Rzeczce w pobliżu schroniska Szyprówka, a potem wyruszamy czerwonym szlakiem, by po niecałej godzinie dotrzeć na szczyt. Ale istnieje też kilka innych tras, na przykład żółty szlak z Walimia. Poniżej znajdziecie dokładną trasę oraz okoliczne szlaki.
Na szczycie i w jego najbliższej okolicy jest mnóstwo miejsca, więc można się przelecieć bez większych problemów, ale ponieważ przebywa tam zwykle dużo osób – szczególnie tu przypominam: latajcie bezpiecznie i odpowiedzialnie!
A na koniec mały bonus.