Za każdym razem, gdy znajdę się w nowym miejscu, zadziwia mnie, jak świetnymi przewodnikami są po prostu okoliczni mieszkańcy. Po przyjeździe do Urazu, gdy szukałem dobrego miejsca do przelotu, nawiązałem rozmowę z sympatycznym panem w czerwonej kurtce…
Uraz to niewielka miejscowość położona około 10 kilometrów od Brzegu Dolnego i około 20 kilometrów od granic Wrocławia. Wybrałem się tam nadkładając nieco drogi, aby obejrzeć świeżo zbudowany odcinek S5. Potem odbiłem w stronę Kryniczna, a następnie Rogoża, a stamtąd z kolei przez Zajączków i Pęgów do Urazu. Kiedy będziecie przejeżdżać przez Zajączków zwolnijcie nieco – mieszkańcy udekorowali pobocze głównej drogi przebiegającej przez ich miejscowość chyba tuzinem kamiennych figurek zajączków, które spozierają na przejeżdżających podróżnych.
Przez dłuższą chwilę nie mogłem dostrzec zamku, aż w końcu – właśnie wówczas, gdy zjechałem na pobocze żeby poradzić się Google Maps – zauważyłem kilkupiętrowej wysokości ruiny majaczące za kościelną wieżą. Zaparkowałem więc pod kościołem i ruszyłem szukać wejścia, które znalazłem dosyć szybko, ale niestety zamknięte na cztery spusty z tablicą ostrzegającą o terenie prywatnym.
Ponieważ z miejsca, w którym się znajdowałem, nie było za bardzo jak latać, postanowiłem poradzić się miejscowych. Obok mnie przechodziła dziewczynka wracająca ze szkoły; wokół nieznajomych zadających pytanie dzieciom wyrosło współcześnie tyle legend i uprzedzeń, że zawsze w takiej sytuacji czuję się przynajmniej jak seryjny morderca z dwoma odsiadkami na koncie. Zebrałem się jednak na odwagę i zapytałem, czy do zamku można dostać się od drugiej strony. Dziewczę odpowiedziało że jak najbardziej i opisało mi dosyć dokładnie drogę. Podziękowałem ładnie i ruszyłem wskazaną przez nią trasą, ale po drodze nadziałem się na siwego pana w czerwonej kurtce, który dzielnie wypełniał obowiązki dziadka, wyprowadzając młodą latorośl w wózku na spacer. Postanowiłem zasięgnąć trochę informacji i zapytałem o ruiny.
Pierwsze wzmianki o Urazie – grodzie kasztelańskim strzegącym przeprawy na Odrze – pochodzą z XIII wieku. W roku 1291 na mocy testamentu Henryka Probusa gród ten stał się własnością księcia Henryka głogowskiego, by w 1312 trafić w ręce jego synów: Konrada i Bolesława; podczas sporządzania aktów dziedzicznych wspomniano już wtedy o mieście i o zamku. Brakuje jednak bardziej ścisłych informacji o pierwotnym pochodzeniu zamku – jedna z tez mówi o tym, że zamek wybudował Zakon Templariuszy przed rokiem 1250. Samo położenie zamku jest bardzo ciekawe. „Kiedy w czasie powodzi w 1997 pływaliśmy tędy kajakami” – wspomina zagadnięty przeze mnie pan, wskazując na ulicę przy kościele, na której staliśmy – „na zamku, choć to sto metrów stąd, było całkiem sucho. Proszę zobaczyć, wiedzieli, gdzie go zbudować!”.
W 1336 roku miasto Uraz nabył Konrad von Borschnitz, starosta Wrocławia. Kolejne lata przynoszą kolejnych właścicieli: w 1344 roku burgrabię Hancho von Aurasa, zaś w 1363 – Hermana von Borschnitza. W latach 1428-1443 w Urazie wzmiankowani są przedstawiciele rodu von Tschirna. 23 lata później, w 1466 czeski król Jan z Podiebradu nadał lokalne dobra rycerzowi Christophowi von Skopp, który rozbudował średniowieczną warownię o kolejne piętra i nowe umocnienia. Po nim źródła wspominają kolejnego właściciela: Konrada Białego, zaś od 1492 – Christopha von Joergera, który rozpoczyna prawie 150-letni okres panowania tej rodziny w Urazie. W tym czasie nastąpiły kolejne przebudowy zamku: dobudowanie traktu w północnej części z narożnymi wieżyczkami, wprowadzenie murowanego podziału wnętrz i nadano całości formy barokowe. W 1640 roku od von Joergerów budynek kupiła rodzina von Saurma-Jeltsch, później jako właściciela wspomina się barona Balthazar von Logau, a potem zamek już często wędrował z rąk do rąk.
Rok 1810 przynosi następną przebudowę – rozebrane zostają południowo-wschodnie mury obronne i most zwodzony, a fosa została częściowo zasypana. W drugiej połowie XIX wieku rezydencji zostaje nadany neogotycki charakter, w efekcie czego prawie całkowicie zlikwidowane zostają elementy starszego wystroju. Z początkiem XX wieku zaniedbany gmach podupada i ostatecznie ulega zniszczeniu w 1945 roku, podpalony przez radzieckich żołnierzy.
„Po wojnie okoliczni mieszkańcy wyszabrowali bardzo dużo wyposażenia” – wspomina mieszkaniec Urazu – „Słyszałem opowieści starszej mieszkanki Urazu, która mówiła, że niedługo po wojnie budynek wciąż nadawał się do zamieszkania, ale w zastraszającym tempie znikały z niego meble i cegły.”. W roku 1952 zawalają się sklepienia i strop parteru, a rok później zniszczeniu ulega narożnik południowy. Resztę murów zabezpieczono w 1956 roku.
Zamek ma bardzo nietypowy kształt trójkąta równobocznego – każdy z boków mierzy około 23 metry. Zamek skierowany był ostrzem w kierunku, z którego najdogodniej było przeprowadzić na niego atak – w takim przypadku kule armatnie wystrzelane w jego kierunku ślizgałyby się po murach, co znacząco zmniejszałoby prawdopodobieństwo ich uszkodzenia. Konstrukcja ta jest bardzo rzadka – na świecie istnieją prawdopodobnie tylko trzy zamki oparte na podobnym planie.
Obecnym właścicielem zamku jest Andrzej Lipiński, który w pojedynkę próbuje uratować zabytek, stanowiący dziś obraz nędzy i rozpaczy. W porównaniu z 1945 rokiem, kiedy wciąż stał cały, pozostały z niego tylko fragmenty murów – resztę wyszabrowała okoliczna ludność wynosząc z niego wszystko, co się dało – cegły, deski, zbrojenia i tego typu materiał budowlany. W tej chwili brakuje nawet części murów stanowiących zarys budynku. Zamek czeka cały czas na kogoś życzliwego, kto zainwestowałby w jego odbudowę lub remont.
Zamek książąt wrocławskich w Urazie znajduje się ledwie kilkadziesiąt metrów od głównej drogi – aby go obejrzeć możemy zaparkować przy pobliskim kościele i przejść dróżką do jego głównego wejścia – jest ono jednak ogrodzone i zamknięte aby ochronić zamek przed dalszym zniszczeniem. Pan Andrzej niechętnie udostępnia zamek do zwiedzania, ale trudno mu się dziwić – w swojej krucjacie spotkał się bowiem z wieloma ludźmi, którzy odnosili się do niego z niechęcią. Zamek można jednak obejrzeć z wałów przy Odrze, do których bardzo łatwo dojść, obchodząc dookoła budynki mieszkalne z jednej lub drugiej strony. Stamtąd też zdecydowałem się latać – obok wału jest teren zalewowy, który daje mnóstwo miejsca, by swobodnie polecieć wysoko i uzyskać szeroki plan. Uszanowałem jednak teren prywatny i dlatego nie ma zdjęć zamku z góry.
Okolica jest fantastyczna na dłuższy spacer – można przejść się spory kawałek brzegiem Odry. Również latać jest gdzie – odpowiednio dużo miejsca zapewnia wspomniany teren zalewowy i Odra. Pamiętajcie jednak – zawsze latajcie bezpiecznie i odpowiedzialnie!