Bardzo lubię takie miejsca, w których kończy się ulica. Samochód można zostawić na obecnym zwykle w takich miejscach niewielkim szutrowym parkingu, a potem cztery koła można zamienić na dwa albo parę butów – i kontynuować podróż, ale od tego momentu już tylko po zielonych szlakach. Właśnie takim miejscem jest Andrzejówka.
Do Andrzejówki najłatwiej dojechać jest z Wałbrzycha, pokonując długi podjazd na szczyt Podgórza. Potem na pierwszym skrzyżowaniu skręcamy w lewo – i już do końca prosto. Warto po drodze zatrzymać się w Rybnicy Leśnej, ponieważ znajduje się tam zabytkowy, drewniany kościółek.
Gdy dojedziecie do samego schroniska, zastaniecie okolicę dokładnie w takim stanie, jaki opisałem we wstępie. Asfaltowa droga przy schronisku przeradza się w szutrową, która niknie w ścianie lasu, ale można tam wjechać na niewielki parking i zostawić samochód. Warto pojechać tam poza „godzinami szczytu” (czyli na przykład niedzielą w południe), bo sporadycznie zdarza się, że brakuje miejsc i wtedy trzeba trochę kombinować.
Pierwszym, co natychmiast rzuca się w oczy to góry – są wszędzie dookoła. Andrzejówka znajduje się bezpośrednio u podnóża Waligóry (936 m.n.p.m.), ale zaraz na zachód mamy kolejne trzy wzniesienia, przez które wiedzie niebieski szlak: Suchawę (928 m.n.p.m.), Kostrzynę (906 m.n.p.m.) oraz Włostową (903 m.n.p.m.). W kierunku wschodnim natomiast – również niebieskim szlakiem – możemy zawędrować na Jeleniec (902 m.n.p.m.) oraz Rogowiec (870 m.n.p.m.), gdzie znajdziemy najwyżej w Polsce położone ruiny zamku.
Ale zanim zaczniemy wędrować dookoła Andrzejówki – a jest gdzie – zainteresujmy się najpierw samym schroniskiem.
Czy wiecie, skąd wzięła się jego nazwa? Tu nie ma wielkiej tajemnicy: pochodzi ona od Andreasa Bocka, prezesa wałbrzyskiego towarzystwa turystycznego, z którego inicjatywy w 1933 r. schronisko zostało otwarte. Ponieważ w tych czasach Wałbrzych nazywał się Waldenburg i leżał w Niemczech, tak naprawdę schronisko nazwano Andreasbaude.
Historia dwupiętrowego, drewnianego domu o spadzistym dachu nie jest szczególnie burzliwa, choć II Wojna Światowa oczywiście odcisnęła na niej swoje piętno. Schronisko funkcjonowało aż do 1944 roku, gdy nazistowskie władze zajęły obiekt i przekazały Hitlerjugend jako miejsce do odpoczynku i szkolenia. Niecały rok później budynek zajął Wermacht jako siedziba grupy obrony przeciwlotniczej. Co ciekawe, budynkiem cały czas zarządzali jego pierwotni właściciele: rodzina Rübartsch, szynkarze spod Dusznik Zdroju.
W maju 1945 niemieccy właściciele opuścili schronisko, które zostało przejęte przez Dolnośląskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego i wykorzystane w charakterze domu kolonijnego, a trzy lata później znów zmieniło właściciela, którym tym razem stał się wałbrzyski oddział PTT (Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, które później przerodziło się w obecny PTTK), choć wciąż organizowane były tam kolonie.
Swój obecny charakter Andrzejówka otrzymała w 1953 roku, gdy oficjalnie otwarto tam górskie schronisko PTTK. Nadano jej wówczas imię Mirosława Krajewskiego (członka komunistycznego podziemia antyniemieckiego w czasie II Wojny Światowej), ale nazwa nie przyjęła się wśród turystów, którzy używali jej oryginalnej, choć spolszczonej nazwy.
I tu dygresja: uważam, że bardzo dobrze. I nie chodzi mi tu wcale o fakt, że budynkowi nadano imię polskiego komunistycznego działacza, jak bardzo często działo się zaraz po wojnie. Mam tu bardziej na myśli fakt, że wciąż honorowano nazwę związaną z osobą, która przyczyniła się do powstania tego miejsca. Po wojnie w Polsce musiały oczywiście dominować antyniemieckie nastroje, ale przecież nie każdy Niemiec był nazistą – a Andreas Bock przewodził niemieckiemu odpowiednikowi dzisiejszego PTTK. Oznacza to, że to właśnie on i jego koleżanki i koledzy z towarzystwa turystycznego opiekowali się pięknymi wałbrzyskimi okolicami i być może w pewnym stopniu to dzięki nim możemy teraz podziwiać te malownicze okolice. Uważam, że choćby tylko z tego powodu zdecydowanie warto zachować pamięć o tym człowieku.
Lata 60. i 70. ubiegłego wieku przyniosły gwałtowny rozwój narciarstwa w okolicy Andrzejówki: w 1968 powstały tam pierwsze wyciągi narciarskie, zaś w 1978 roku odbył się pierwszy Bieg Gwarków. Warto też wspomnieć, że Andrzejówka otrzymała bardzo wysokie noty w rankingu polskich schronisk: w 2009 roku piąte miejsce, w 2011 – drugie, a w 2013 – pierwsze.
Przejdźmy więc do szlaków. Krótka piłka: można tu przebierać w różnych trasach o dosyć zróżnicowanym poziomie trudności i czasie przejścia.
Zacznijmy od tego, że na Waligórę można się wybrać… właściwie tylko po zaliczenie najwyższego okolicznego szczytu. Znajdziemy tam bowiem gęsty las i informację o nazwie góry. Widoków – zero. Ale wejść można.
Natomiast zupełnie inaczej wygląda sytuacja z Suchawą, Kostrzyną i Włostową. Stamtąd rozciągają się fantastyczne widoki na Sudety Wałbrzyskie, co zresztą możecie zobaczyć na zdjęciu obok. Ostrzegam jednak, że trasa ta nie należy do najłatwiejszych – dramatu nie ma, ale po drodze mamy kilka stromych podejść, więc zaliczanie tego szlaku z małą pociechą może nie być najlepszym pomysłem.
Jeżeli interesuje nas spokojniejsza trasa, to możemy zdecydować się na szlak zielony, który z Andrzejówki wiedzie do położonej nieco niżej miejscowości o nazwie Sokołowsko. Nie ukrywajmy, trzeba będzie się trochę zmęczyć w drodze powrotnej, ale mówimy o szerokiej, ubitej drodze leśnej, a stromizna nie jest też wcale aż tak duża.
Inną opcją może być przemaszerowanie na wschód żółtym szlakiem, który zaprowadzi nas do ruin najwyżej położonego w Polsce zamku o nazwie Rogowiec. Byliśmy tam z Basią przeszło dwa lata temu, ale niestety wiatr był zbyt duży, by zaryzykować przelot, więc mam dostępne tylko zdjęcia stacjonarne. Jeżeli uda nam się dotrzeć do tego miejsca jeszcze raz, przygotuję o tym zamku osobną relację, bo warto.
Andrzejówka jest świetnym miejscem na weekendowy wypad, ale stanowi również ważny węzeł wielu okolicznych szlaków, jeżeli więc jesteście miłośnikami kilkudniowych wypraw z plecakiem na plecach, możecie skorzystać w tam z noclegu. Nigdy tam nie nocowałem, więc nie mogę wypowiedzieć się o warunkach, ale bufet jest bardzo przyzwoity i – tu ważna informacja – mają prawdziwą gorącą czekoladę (a nie proszek zalany wrzątkiem).
Andrzejówka jest bardzo wdzięcznym miejscem do latania quadrokopterami, ponieważ zaraz na wschód od schroniska rozciągają się długie łąki, nad którymi można bardzo bezpiecznie latać nie stwarzając żadnego ryzyka – dosyć powiedzieć, że Basia uczyła się tam latać Sparkiem podczas jednej z naszych wypraw. Ale nawet w tak korzystnych warunkach należy zawsze latać bezpiecznie i odpowiedzialnie, o czym oczywiście zawsze przypominam.
A na koniec bonus.