Oto nareszcie przyszedł czas na pierwszą wyprawę. Zima, która bardzo niechętnie ustępuje w tym roku pola wiośnie wycofała się nieco i przez jeden weekend marca mogliśmy cieszyć się ciepłą, wiosenną pogodą. Prognoza pogody zachęcała umiarkowanym zachmurzeniem, niewielkim wiatrem i dodatnią, dwucyfrową temperaturą, więc wsiedliśmy do samochodu i po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów wylądowaliśmy w Wałbrzychu.
Jeżeli zapytacie Wałbrzyszanina o zamek Stary Książ, prawie na pewno dowiecie się, że jest to romantyczna ruina wybudowana na zlecenie Hansa Heinricha VI von Hochberga – jednego z właścicieli Zamku Książ – a zaprojektowana przez Christiana Wilhelma Tischbeina. Tymczasem przeprowadzone w latach 1991-92 na terenie ruin badania archeologiczne potwierdziły, że pierwotnie znajdował się tam średniowieczny zamek.
Jego powstanie datuje się na okolice 1288 roku – dwa lata później książe Bolko I Surowy przenosi tam swoją siedzibę ze Lwówka Śląskiego. Do roku 1392 właścicielami zamku są książęta świdnicko-jaworscy, jednak po śmierci wdowy po Bolku II – Agnieszki – zamek przechodzi we władanie korony czeskiej. W roku 1428, w czasie wojen husyckich (1419–1436) zamek zostaje zdobyty przez powstańców, a następnie staje się bazą wypadową rycerzy-rabusiów, więc na prośbę okolicznej ludności – jako ich siedziba – zostaje zniszczony, by następnie – bez następnego właściciela – popadać powoli w ruinę.
Dopiero pod koniec XVIII wieku (wg różnych źródeł – 1794 lub 1799), za sprawą wspomnianego Hansa Heinricha VI von Hochberga, ruiny zyskują drugie życie, stając się jedną z popularnych wówczas romantycznych ruin. Aby nie męczyć zamkowych gości długą drogą dookoła lub wymagającą – przez wąwóz – zbudowany został drewniany most, którym można było wygodnie dostać się do ruin. Niestety historia nie była łaskawa dla tego miejsca: pod koniec II Wojny Światowej, gdy Zamek Książ został zdobyty przez Rosjan, Stary Książ wraz z mostem doszczętnie spłonął i w takim właśnie stanie – praktycznie nie zmienionym przez ostatnie kilkadziesiąt lat – zastaniecie go dzisiaj.
Do zamku można dostać się dwiema głównymi drogami. Pierwsza z nich prowadzi z niedalekiego Podzamcza – ze skrzyżowania de Gaulle’a przechodzimy do osiedla domków jednorodzinnych, a następnie ubitą drogą do Książańskiego Parku Krajobrazowego. Tam wystarczy podążać za niebieskim szlakiem, by niedługo potem dotrzeć do ruin.
Druga trasa jest nieco dłuższa i zdecydowanie bardziej emocjonująca. Tym razem zaczynamy w Zamku Książ – podczas podchodzenia do góry asfaltową drogą zbaczamy w prawo, by trafić na niebieski szlak – ścieżkę wiodącą przez brzeg doliny otaczającej oba zamki. Przy okazji trafimy na drugi – o wiele mniej znany – punkt widokowy, z którego możemy podziwiać Zamek Książ.
Stary Książ jest stosunkowo wdzięcznym miejscem do latania – wielki dziedziniec, a także położony nieco niżej punkt widokowy, z którego widać Zamek Książ zapewniają rewelacyjne warunki zarówno do startu i lądowania, jak i do lotu w polu widzenia – przy czym na uwadze trzeba mieć oczywiście licznych w tym miejscu spacerowiczów. Dlatego też zdecydowałem się wybrać na tę wyprawę Sparka, będącego najbardziej mobilną, ale też najlżejszą i najbardziej dyskretną z moich latających kamer.
Wydawałoby się, że wczesna wiosna jest porą mało ciekawą na robienie zdjęć z powietrza – jednak dzięki temu, że na drzewach nie ma jeszcze liści, możemy zobaczyć ruiny w całej swej okazałości. Zdjęcie od frontu ujawnia wąskie, pionowe okienka w tunelu, którego wejście znajdowało się na prawo od głównego wejścia do zamku, zaś wylot prowadził do zrujnowanej baszty. Niestety muszę pisać w czasie przeszłym, ponieważ jakiś czas temu oba otwory zostały całkowicie zamurowane, co uniemożliwia emocjonujące przejście ciemnym korytarzem. Ciekawych, jak miejsce to wyglądało odsyłam do jednej z wielu relacji ze zwiedzania tego miejsca.
Całe moje dzieciństwo mieszkałem w Wałbrzychu i zawsze marzyło mi się na jednym ujęciu złapać zarówno stary jak i nowy zamek. Pomimo kilku podejść, żadne z nich mnie nie zadowoliło, ale dzięki temu będę miał powód, dla którego będę mógł odwiedzić to miejsce ponownie latem.
Obejście całych ruin zajmuje ledwie kilka minut – dopiero zdjęcie lotnicze daje jakieś pojęcie o ogromie tego obiektu. Można też na nim dostrzec zarysy murów wzniesionych pod kierunkiem architekta Hochbergów; to, co zastaniecie dziś stanowi niestety tylko niewielki ułamek oryginalnej zabudowy. Zainteresowanych mogę odesłać do strony dolny-slask.org.pl stanowiącej bodaj największy zbiór starych fotografii, litografii i rysunków dotyczących Dolnego Śląska w całym Internecie.
Bardzo ciekawym miejscem, z którego również można się przelecieć jest punkt widokowy na trasie wiodącej brzegiem książańskiego wąwozu. Nie należy mylić go ze znajdującym się niedaleko stalowej bramy popularnym punktem widokowym, z którego Książowi zostało już zrobione kilka milionów zdjęć; mowa bowiem o niewielkiej platformie położonej niżej w lesie i znacznie mniej uczęszczanej, a przez to o wiele bezpieczniejszej do latania. Ostrzegam tylko – jest ona stalowa, więc może zaburzyć wskazania magnetometru. Spark protestował.
Wałbrzych jest bardzo wdzięcznym miejscem jeśli chodzi o rodzinne wyprawy, dlatego wszystkim, którzy po zwiedzeniu (i oblataniu) ruin mają jeszcze zapas sił, polecę zwiedzenie Zamku Książ, ale również udanie się do pobliskiej palmiarni obfitującej w ogromną liczbę różnych tropikalnych gatunków roślin. Zmotoryzowanym zaproponuję również udanie się do pobliskiego Szczawna Zdroju i jego Parku Zdrojowego oraz Parku Szwedzkiego. Nie ma co jednak ukrywać, że swój urok miejsca te prezentują najpełniej późną wiosną i latem.
Tymczasem ja ładuję akumulatory, by już niedługo zamieścić kolejną relację z oblatywania dolnośląskich okolic. Pamiętajcie: latajcie odpowiedzialnie i bezpiecznie!
Super, te zdjęcie zdjęcia z góry dają zupełnie inną perspektywę i wyobrażenie.
Z przyjemnością obejrzę następne 🙂